Polskie kino gatunkowe
Komedia? Sensacja? A może kino biograficzne? Jakie gatunki filmowe kochają Polacy?
Polscy reżyserzy od dawna odnajdowali się w trudnej sztuce kręcenia kina gatunków. Często robili to w sposób imponujący, mimo przeciwności politycznych.
Mamy bogate tradycje, a polskie kino okresu międzywojennego było jednym z najdynamiczniej rozwijających się w Europie. Wybuch drugiej wojny światowej jednak zmienił wszystko. Kino w Polsce wróciło do widzów dopiero z pomocą komedii, czego przykładem jest „Skarb” z 1948 r. w reżyserii Leonarda Buczkowskiego (znanego też z nakręconych tuż po wojnie „Zakazanych piosenek”). Przez lata, praktycznie przez cały PRL, ta konwencja w różnych odmianach trzymała się u nas mocno. Niekiedy chodziło o dostarczanie przedniej rozrywki w przygodowym sosie, jak np. w „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, czy lekkie ujęcie życia codziennego (cykl „Sami swoi”). Komedia pokazywała paradoksy życia w komunizmie. Przodował w tym Stanisław Bareja („Poszukiwany, poszukiwana”, „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”). Jego „Miś” to film legenda, który tak wpłynął na Polaków, że językiem Barei mówimy do dziś.
W latach 60. cenzura uznała, że społeczeństwo potrzebuje odpowiednika rozrywki jak na zgniłym Zachodzie, ale zgodnego z linią partii. Dzięki temu stworzono osobny gatunek – kryminał milicyjny. Obok propagandy powstały perełki, np. „Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię” Janusza Majewskiego. W 1981 roku Juliusz Machulski z powodzeniem przeszczepił komedię gangsterską na polski grunt, kręcąc „Vabank”, a to był dopiero początek sukcesów reżysera. W międzyczasie Wojciech Wójcik stworzył fundament pod współczesną polską sensację – za sprawą „Karate po polsku” oraz „Prywatnego śledztwa”.
Prawdziwy wstrząs nadszedł po upadku komuny, w 1992 roku. Władysław Pasikowski zbrutalizował kino sensacyjne na zachodnią modłę i zaczął nową erę w „Psach”. „Nieślubnymi dziećmi” Pasikowskiego są Patryk Vega z głośnym „Pitbullem” i Maciej Kawulski („Jak zostałem gangsterem”).
Polacy dobrze odnajdują się w biografiach – „Bogowie” i „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” biły u nas rekordy popularności. Za sprawą „Zimnej wojny” odrodził się melodramat. Nie możemy zapominać też o wielkich filmach historycznych, jak ekranizacja „Trylogii” Henryka Sienkiewicza (reż. Jerzy Hoffman), „Faraon” (1965, reż. Jerzy Kawalerowicz) czy „Krzyżacy” (1960, reż. Aleksander Ford).
Polski dorobek gatunkowy jest przepastny, a świeże sukcesy, nagrody i zapowiedzi nowych, coraz lepiej wyglądających filmów dają nadzieję, że nasi reżyserzy osiągną mistrzostwo w kolejnych nurtach.