Polskie gwiazdy podbijają światowe kino
Polska może pochwalić się wieloma zdolnymi aktorami. Nic dziwnego, że coraz więcej twarzy znanych z rodzimych produkcji możemy zobaczyć w dużych produkcjach zagranicznych.
Przebicie się do światowego kina to duża sztuka. W samym Hollywood można spotkać wielu zdolnych ludzi, którzy pragną zostać gwiazdami, ale im się to nie udaje. Tym więcej należy się szacunku artystom z Polski, którym udało się zaistnieć w kinie europejskim czy amerykańskim.
W ostatnich latach zdarza się to coraz częściej, co cieszy tym bardziej, że komuna odgrodziła naszych artystów od Zachodu i mogli realizować się głównie w PRL-u – jeśli nie podpadli władzy. Przed wojną Pola Negri (właśc. Apolonia Chałupiec) skradła serca widzów m.in w „Madame Bovary” z 1937 roku. Potem wojna i żelazna kurtyna zrobiły swoje i polskim aktorom przez lata trudno było się przebić.
W końcu przyszły lata 90. XX wieku i małą furorę (w Polsce – ogromną) wywołał sukces Izabelli Scorupco. Zanim zagrała w „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana, partnerowała Pierce’owi Brosnanowi w jednym z najbardziej udanych filmów o przygodach 007 – „GoldenEye” (1995, reż. Martin Campbell). To najbardziej udany film z tej epoki Bonda, a hakerka-programistka grana przez Scorupco była jedną ze składowych powodzenia filmu. Kilka innych aktorek, m.in Weronika Rosati i Alicja Bachleda-Curuś, próbowało swoich sił w filmach i serialach dla młodzieży, ale nie wywarły aż takiego wrażenia i wróciły do grania w Polsce.
W ostatnich latach sytuacja się poprawia. Marcin Dorociński staje się coraz bardziej rozpoznawalną twarzą w produkcjach zarówno europejskich, jak i amerykańskich. Grał u najsłynniejszych polskich reżyserów: Władysława Pasikowskiego, Wojciecha Smarzowskiego czy Borysa Lankosza, oraz u Patryka Vegi. Aktor świetnie radzi sobie z komedią, dramatem, ale i kinem akcji. Ostatnio wystąpił w „Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One”, a w duńskiej czarnej komedii „Małżeńskie porachunki” kradł każdą scenę, w której się pojawiał. Pewnym zainteresowaniem, ze względu na tematykę, współudział Amerykanów i jakość wykonania, cieszył się polski szpiegowski thriller Władysława Pasikowskiego z 2014 roku, czyli „Jack Strong”. Dorociński grał w nim główną rolę – pułkownika Ludowego Wojska Polskiego Ryszarda Kuklińskiego, który poszedł na współpracę z Amerykanami.
Tomasz Kot nie musi nikomu udowadniać, jak wielkim talentem dysponuje. Wprawdzie zablokowano jego rolę w filmie o Jamesie Bondzie, ale aktorowi pomogła „Zimna wojna”, która zdobyła uznanie zagranicznych widzów, a w 2020 roku zagrał w thrillerze „Wróg doskonały” i raczej nie powiedział ostatniego słowa na arenie międzynarodowej.
„Zimna wojna” pomogła też Joannie Kulig. Aktorka występowała wcześniej w głośnych polskich filmach (np. „Kler”), ale po sukcesie melodramatu została dostrzeżona na Zachodzie i coraz częściej grywa w produkcjach zagranicznych. W ostatnich latach pojawiła się m.in. w „She Came to Me” i francuskim thrillerze „Kompromat”.
Drogą kina europejskiego poszła Kasia Smutniak, która podbiła serca widzów we Włoszech. Doceniono jej role w takich filmach jak „Zapnijcie psy”, „Żona czy mąż?”, „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” czy w wyreżyserowanym przez samego Paola Sorrentina „Oni”.
W jeszcze inną stronę poszła niedawno Michalina Olszańska, której udało się przebić w kinach Europy Środkowo-Wschodniej. Po sukcesie polskich „Córek dancingu” (reż. Agnieszka Smoczyńska), Olszańska zagrała główną rolę w czeskim filmie o skazanej na śmierć zabójczyni „Ja, Olga Hepnarova”. Potem dostała angaż jako tytułowa bohaterka, rosyjska baletnica, w superprodukcji „Matylda”. Film wywołał w Rosji skandal, bo odbrązawiał sylwetkę świętego dla Rosjan cara Mikołaja II. Spory sukces w Federacji po premierze „Quo vadis” odniósł też Paweł Deląg. Dostał sporo propozycji od tamtejszych twórców, zagrał nawet cara Aleksandra I we francuskiej „Kampanii rosyjskiej Napoleona”, a w 2016 roku wystąpił w superprodukcji „Wiking” Andrieja Krawczuka.
Przykłady dużych występów i epizodów można mnożyć w nieskończoność. Uznany reżyser Jerzy Skolimowski wdzięcznie odegrał małą, humorystyczną rólkę u boku Scarlett Johansson w kasowym „Avengers” z 2012 roku. Polski reżyser nie tylko zaspokoił ciekawość, jak pracuje się przy wielkich blockbusterach, ale też zarobił pokaźną sumkę, a sam przyznaje, że w amerykańskich filmach bierze udział głównie dla pieniędzy (zagrał też m.in w „Marsjanie atakują!” Tima Burtona). Role w zachodnich produkcjach wywalczyła też m.in. Agnieszka Grochowska; zagrała np. w „Moja gwiazda. Teen spirit”, „American Dream” czy w „Systemie”, w którym wystąpiły takie gwiazdy jak Gary Oldman i Tom Hardy.
Polscy aktorzy wnoszą do kina specyficzną wrażliwość, wykształconą na scenach teatru, w kameralnych dramatach, komediach czy polskich thrillerach. Wrażliwość, której najwyraźniej światowe kino coraz bardziej potrzebuje.